Otóż te nasze rodzime, są pełne grozy, strachów, biesów, czartów i psotników, które nieustannie utrudniają ludziom życie, a nierzadko okrutnie je kończą. Co może być przyczyną takiego wydźwięku podań ludowych ? Wydaje się, że często bagatelizujemy to jak ogromny wpływ na psychikę i twórczość, ma położenie geograficzne. Z pewnością człowiekiem w klimacie polarnym miotają inne uczucia i problemy niż w klimacie tropikalnym. To właśnie klimat jest jednym z ważniejszych czynników wpływającym na życie człowieka, na jego wygląd, zachowanie i dążenia. Przenieśmy się w wyobraźni do czasów zamierzchłych. Współczesne problemy klimatyczne, w tym także anomalie pogodowe, wydają się niczym w porównaniu z zagrożeniami, jakie czyhały z tej strony na człowieka średniowiecza, czy starożytności, dla którego klimat był „panem życia i śmierci”. Przykładowo długotrwała zima, gradobicie czy nazbyt dżdżyste lato, mogły powodować klęski głodu, choroby i epidemie. Człowiek musiał bezwzględnie przygotowywać się na różny bieg wydarzeń i na jego własną „dolę”. Tutaj możemy się na moment zatrzymać, ponieważ słowo ‘dola’, które przetrwało do czasów współczesnych, ma pochodzenie właśnie demoniczne. Dola była duchem opiekuńczym, która często towarzyszyła człowiekowi przez całe życie, a niekiedy bywała nawet dziedziczona.

„Nigdy nie wiemy, jaki kołek dola na nas stróże” – mawiali nasi przodkowie, siedząc nad dzbanem jęczmiennego piwa. Wiedzieli doskonale, jak niewiele w życiu zależy od nich samych.

Zmory, Wiły, Strachy, Dusioły, Bidy, Pomany i dziesiątki innych – wszystkie te postacie były symboliczną przestrogą. Strach jest dobry, uczy nas roztropności. Gdzieś głęboko w nas jest zakotwiczona instynktowna bojaźń, która nieraz potrafi ocalić życie. Przesądy i zabobony były formą ostrzeżenia przed nieprzebytymi mokradłami, sadzawkami i bagnami. Uczyły w prosty sposób zaniechania pracy w upalne południe grożące udarem mózgu, ostrożności w stosunku do nieznajomych czy zachowania w czasie burz z piorunami. Według podań ludowych, istnieje ponad 90 postaci demonicznych, ukrytych pod postacią pięknej kobiety, która miała kusić swoimi wdziękami młodych mężczyzn. Tylko strach, mógł odwieść od prób flirtu z nieziemsko urodziwymi Słowiankami.

Zapraszamy do obejrzenia kilku z naszych realizacji.

Jeziornice były to wodne stworzenia zamieszkujące akweny słodkowodne Rzeczpospolitej Polskiej, np. Czarne Jezioro na Białorusi (Litwie). Przypominały czarujące dziewczęta z długimi ciemnymi włosami, pięknymi ciałami, z nogami zakończonymi płetwami. Porozumiewały się w dziwnym, niezrozumiałym języku przypominającym ptasie trele. Po za tym, od człowieka odróżniać je miało to, że zamiast krwi w ich żyłach płynęła woda. Czy to prawda – nie wiadomo, ale pewnym jest, że skóra jeziornic była zimna jak u ryby. Może dlatego pozostawały tak okrutne i bezlitosne, żądając corocznych ofiar z ludzi. Jeśli nie otrzymywały ich dobrowolnie, same sięgały po cudze życie. Nocami jeziornice wypełzały na brzeg i śpiewały piękne pieśni, przyciągając oczarowanych mężczyzn. Kiedy nieświadomie chłop wchodził do wody, pieśni zmieniały się w straszny żabi skrzek i biesy wciągały nieszczęśnika pod wodę. Jeśli złe czary nie poskutkowały, jeziornice napastowały rybaków, wywracały im łodzie i próbowały wciągnąć ich do wody. Natomiast jeżeli pod koniec roku zdarzyło się, że demonom mimo wszystko nie udało się nikogo utopić, przebiegłe stwory wybijały na jeziorze przerębel w miejscu wydeptanej ścieżki, a następnie dziurę zasypywały śniegiem. Nieostrożny przechodzień wpadał do zastawionej pułapki, a jeziornice chwytały go za nogi i wciągały pod lód.

Baby leśne znane z pogańskich czasów, to demony pyszczy, które pod postacią pięknych niewiast, wabiły w ostępy spragnionych wrażeń kochanków. Tam, leżąc na miękkim mchu pod postacią ślicznych nimf kusiły odurzonych uczuciem naiwnych absztyfikantów. W pewnym momencie młodzieniec przekonywał się, że miłosny uścisk może okazać się śmiertelną pułapką, z której nie wychodzi się żywcem. Porzuciwszy męski zezwłok, leśna baba odchodziła do swojej kryjówki, czekając aż pod jej czarnym sercem wykiełkuje nowe życie. Z czasem demony starzały się, zmieniając w szpetne staruchy o kudłatych włosach i obwisłych piersiach. Nie potrafiły już tak skutecznie przekonywać do siebie mężczyzn. Stawały się przez to zgorzkniałe i jeszcze bardziej agresywne. Napadały na ludzi, dusiły ich i darły im z pleców pasy skóry. Nie mogąc już płodzić własnych dzieci, porywały ludzkie, wynosiły je do lasu i pożerały.

Południca była wyjątkowo niebezpiecznym polnym biesem, dobrze znanym naszym polskim przodkom. Powstawała z kobiety, która zmarła tuż przed własnym ślubem lub chwilę po nim. Po za tym, że południca była zwykle odziana w biały strój, niewiele łączyło ją z wizerunkiem przeciętnej panny młodej. Chuda, koścista z ostrymi jak noże zębami. Rozczochrane lub skołtunione blond włosy, obłęd w oczach i sierpy w dłoniach. Wszystko to sprawiało, że ten polny wampir budził wśród wieśniaków przerażenie. Południcę można było spotkać na otwartych przestrzeniach, w zbożach i na ścierniskach. Najczęściej grasowała w samo południe w poszukiwaniu ofiar. Człowiekowi napotkanemu przy pracy zsyłała paraliż i postrzał, łamała kończyny i zagryzała, a czasem widowiskowo urywała nieszczęśnikowi głowę. Zostawione bez opieki dzieci, południca wynosiła do lasu, zabijała od razu lub zakopywała żywcem pod miedzą. Czasami południca pojawiała się jako powietrzny wir. Jeśli pod tą postacią napotkała kąpiące się kobiety, mąciła im wodę i rozrzucała ubrania po okolicznych polach. Jej inwencja w szkodzeniu ludziom zdawała się być niewyczerpana, a okrucieństwo nie znało granic. Chłopi byli czujni nawet po skończeniu żniw, bowiem południca grasowała aż do czasu późnej jesieni kiedy to zakopywała się w ziemi i zapadała w sen zimowy. Włościanie dopiero wtedy odczuwali ulgę i chęć do hucznego świętowania.

Wodnice to piękne panny, które według ludowych legend zamieszkiwały polskie rzeki i jeziora. Szczególnie upodobały sobie nurt dostojnej Wisły. Nie bez powodu – otóż stanowiła ona niegdyś główną trasę towarów z niemal całej Rzeczpospolitej. Obok zboża, skór, wosku, drzewa i popiołu na żeglujących po falach szkutach, barkach i dubasach spławiano również wielkie ilości soli. Ta zaś była, obok porannej rosy, ulubionym przysmakiem wodnic, które były gotowe dla niej nawet zabić.
Doświadczeni flisacy wiedzieli, ze wiezione towary należało zawsze przed wyruszeniem w drogę skropić obficie wodą święconą. A kiedy tylko przy burcie wynurzy się śliczna panienka z tajemniczym uśmiechem na ustach, trzeba chwycić w dłonie wiosło i walić nim między oczy pięknej. Jeśli bowiem demon zaczynał śpiewać, było już za późno. Nieziemsko słodkie dźwięki sprawiały, że mężczyźni tracili rozum i rzucali się na oślep do wody, byle bliżej źródła melodii. Wpadali w ramiona kusicielki i ginęli w głębinie.